Tuesday, March 2, 2010

B. Miejskie pejzaże






Czas obecny, ale z dużą pewnością. Lub z pozorami czegoś solidnego i niepodważalnego. Musi istnieć, gdyż można go dotknąć. Czy można sobie wyobrazić coś bardziej stabilnego i niepodważalnego niż stos drewna, żelazo czy wyrzeźbiony kamień z utkaną pewnością stalowych bel pod spodem? Dlatego zwracam się ku pejzażom miejskim. Wieże ratusza wyrastające nade mną jak włoski tort ślubny. Ludzie poruszający się ostrożnie po zamarzniętej tafli Rynku. Lodowe uliczki, zamykające się o otwierające za schludnymi, pruskimi fasadami, są tłem dla przemykających postaci ludzkich, pojawiających się i znikających po chwili; postaci, które zostawiają ślady na śniegu jako dowód, że nie były tylko snem. Nie ma duchów w zbiorowej podświadomości tych obrazów.

Ale może warto zerknąć jeszcze raz. Tu, na Rynku, w przeddzień Gwiazdki, stoi wystawa lodowych rzeźb. Właśnie zaczęły topnieć. Święci, aniołowie, Gwiazdor, i…przyjrzyjcie się dokładniej: czy pomiędzy tymi rzeźbami, topniejącymi przed Muzeum Powstania Wielkopolskiego, nie ma przypadkiem kilku żołnierzy w polskich mundurach? Powstańcy, może, w polskich mundurach? Pokonani i topniejący; topniejący tak szybko jak czas i historia; topniejący w ten sam niedostrzegalny sposób, co krótki okres niepodległości między pierwszą wojna a tragedią drugiej. A kim są ludzie o mysich twarzach, zakradający się na rynek o północy? I skąd to napięcie na twarzy obserwującej ich kobiety? Dźwięk staromodnych, żelaznych tramwajów przywodzi na myśl inną epokę. Dźwięk ten dziwnie przypomina brzmienie innych, mniej pokojowych, żelaznych potworów, wypełniających te ulice w którymś czerwcowym tygodniu 1956 roku, kiedy to po raz pierwszy usłyszałem o Poznaniu. Nic nie jest tak spokojne, jak się wydaje. Ściany mają uszy. Mury mają wspomnienia. Zima trzyma miasto w żelaznym, lodowym uścisku. I nie jest to pierwszy, żelazny uścisk, jakiego doświadczyło to miasto.