Tuesday, March 2, 2010

Moja polska bransoletka. My Polish Bracelet


Moja polska bransoletka















For English version click here:
http://mikeabsalompoland.blogspot.com/

Miałem kiedyś polska bransoletkę. Była swego rodzaju talizmanem, skomponowanym z polskich wspomnień jak z koralików, które dotykały mnie od czasu do czasu w moich wędrówkach, a wspomnienie kolorów tych koralików było trudne do zmycia. Sprawy mniej i bardziej istotne: romans, wypadek z bronią maszynową, wojna, strajk, bunt, wódka i nocne Polaków rozmowy, spacery wśród brzozowych i sosnowych lasów, samotne noce przy blasku księżyca, przenikliwe wiatry, muzyka i gorąca atmosfera barów. Niektóre z tych wydarzeń działy się na naszych oczach i rozwijały się z gwałtownością właściwą trzęsieniom ziemi. Inne zaś następowały pozornie bez echa ale ich skutki były olbrzymie dla tej części Europy do której powróciłem po wielu latach.

W grudniu 2009, po pięćdziesięciu latach wędrówki po całym świecie jako śpiewak, malarz i artysta, odkryłem, ze Brzesk koralików na mojej polskiej bransoletce przyciąga mnie z nieodpartą siłą do Poznania, stolicy Wielkopolski. Magicznym koralikiem był wiersz, który napisałem w wieku piętnastu lat 30go lipca 1956 roku jako uczeń. Wiersz miał tytuł ‘Opłakiwanie Poznania’. Data jest wymowna a czołgi, choć pamięć o nich wyryta jest na zawsze, juz dawno opuściły Poznań. Świat tamtego ucznia i tamtych czołgów przeminął, a ja poznałem nowe pokolenie Polaków.

Podczas mojego pobytu w Poznaniu zanurzyłem się w atmosferze miasta, z jego ulicami, budynkami, placami, alejami, muzeami, kościołami, sklepami, kawiarniami, chłonąłem jego konwencjonalne i niekonwencjonalne sposoby prezentowania się światu zewnętrznemu oraz mnie, obserwującemu z ukrycia. Upajałem się jego przeszłością, mitologia, malarzami, poetami, biorąc spore łyki języka.

Przemieszałem te najświeższe wrażenia z dawnymi wspomnieniami, uprzedzeniami a nawet częściowo z moimi fantazjami. Po stworzeniu na miejscu malarskiej palety, powróciłem do domu w Irlandii, z moja polska bransoletka pobrzękująca z nową siłą i namalowałem cykl obrazów, na które składa się ta wystawa: moja polska bransoletka.

Moja polska bransoletka: krótki esej



















SŁOWO WSTĘPNE
Każdy z moich obrazów ma tytuł, by przypisać go do kraju, a właściwie miasta, które było źródłem inspiracji dla danego obrazu: Polska i Poznań. Te tytuły są jednak czymś więcej niż metkami, pozwalającymi zidentyfikować daną rzecz i odróżnić ją od innych. Tytuły pomagają w wysyłce i porządkują katalog, będąc jednocześnie częścią opakowania. Oczywiście, niektórzy znacznie bardziej wolą się po prostu dowiedzieć, o czym jest dany obraz. Dla innych tytuł obrazu, jak poduszka powietrzna w samochodzie, stwarza wrażenie poczucia bezpieczeństwa.

Naturalnie, nie ma czegoś takiego jak poczucie bezpieczeństwa. Ale samo wyobrażenie jego istnienia sprawia, że czujemy się bezpieczniej.

Istotność obrazu, jak już wystawię na świat zewnętrzny, leży według mnie w rozlicznych i niezliczonych różnicach opinii i interpretacji tych, którzy widzą mój obraz. Każdy z widzów odbiera obraz na swój własny, niepowtarzalny sposób; według swoich przekonań, gustów, upodobań i bagażu doświadczeń życiowych. Można powiedzieć, że po tym, jak obraz wyjdzie spod rąk jego twórcy na świat, staje się całą galerią sztuki, gdyż dla każdego może być zupełnie innym obrazem.

Z tego właśnie powodu, im mniej informacji jest zawarte w tytule obrazu, tym lepiej dla dalszego odbioru. Mniejsza ilość informacji daje odbiorcy możliwość indywidualnej podróży w głąb własnego doświadczenia.

For English Version click: http://mikeabsalompoland.blogspot.com/

Poznań
Jaka to różnica: wyobrażać sobie jakieś miejsce a się w nim znaleźć! Co za zmiana ustawień pamięci! Wyrzucamy przez okno wszelkie uprzedzenia i wyobrażenia. Jakie przestawienie wagonów pociągu zanim wyruszymy w dalszą podróż!

Miesiąc gorączkowego malowania się zaczyna; przelewanie myśli w formę i kolor, pod impulsem motywów, które nagle są ukryte, milczące a mimo to nieodparte. Trzy wymiary, w których porusza się mój wzrok, są odmierzone, wchłonięte, przetrawione i przechodzą pospiesznie przez inne przemyślenia na temat miejsca i historii pozornie nieskładny sposób. Do dwu- i wielowymiarowej płaszczyzny obrazu zakradają się kształty, nieznane dla moich oczu, pulsują pod powierzchnią jak gorąca magma z tajnych, podziemnych głębi. Ku mojemu zdumieniu, te kształty ukazują moim oczom znany, choć zniekształcony krajobraz; jest w nim swego rodzaju prawda, którą rozpoznaję ale która jest dla mnie co najmniej niejasna.

Zanim przyjechałem do Polski, znałem już jej historię, a przynajmniej moją własną wersję historii Polski. Mój ojciec, żołnierz RAFu, przekazał mi historię o polskich pilotach samolotów Spitfire, uczestniczących w Bitwie o Anglię. Mój pobyt w szkole z internatem w Anglii zostawił mi wspomnienie polskich kucharzy i dozorców „złotych rączek”, wyrzuconych na angielski brzeg jak delfiny po opadnięciu żelaznej kurtyny, odcinającej ich powrót do domu. Z moich lat młodzieńczych pamiętam moje przerażenie na wieść o rosyjskich czołgach w 1956 roku, oraz tekst tej wiadomości rozlany po stronach „Timesa” a która dla mnie przeważyła swoim tragizmem doniesienia z Kanału Sueskiego. Z biegiem lat, moje zainteresowanie Polską się zwiększyło, ale nigdy nie wykroczyło poza ramy zwykłej ciekawość. W czasach wódczanych rejsów po bałtyckich portach mieszkałem w Szwecji, a moi przyjaciele podczas tych rejsów tracili w niewyjaśnionych okolicznościach swoje paszporty po nocach spędzonych w ramionach polskich kochanek. Ratowały ich ambasady, a oni wracali z tych przygód niczym bohaterowie, ze łzami w oczach, rozchełstani, ale szczęśliwi. Zawsze przemierzałem cały świat i jego kraje według mojej woli, jednak niedostępność Polski w tym czasie sprawiała, że trzymałem się od tego kraju z daleka. Polska leżała “gdzieś tam”, ukryta za zasiekami bloku wschodniego. Historia Polski i jej kulturowe dziedzictwo, z Chopinem i Conradem, spoczywały nietknięte w piwnicach. Ale w czasach młodości Polska była dla mnie mityczną krainą, równie niedostępną, co wnętrze „jądra ciemności”. Nigdy nie widzianą. I, w odróżnieniu od reszty świata, który znałem, nie wolno było jej oglądać.

Do czasu, kiedy odwiedziłem ten kraj. Wtedy, w ciągu dwóch tygodni, w Poznaniu w grudniu 2010 roku, dwa mentalne krajobrazy stopiły się we mnie. Miasto otworzyło się we mnie i zalało zakurzone archiwa moich dziecięcych wspomnień. Wewnętrzne prądy tych strumieni spowodowały chemiczną reakcję mojej świadomości. Moje obrazy są produktem tej reakcji.

Podzieliłem dwadzieścia siedem obrazów na cztery kategorie: Legendy i Mity (cztery obrazy), Miejskie pejzaże (siedem obrazów), Ludzie (trzy obrazy) i Inne (dziewięć obrazów). Ta ostania kategoria czerpie z tych samych konkretnych elementów, co pozostałe trzy, ale przetwarza je w obrazy pod dyktando mniej zdefiniowanych stron mojego wewnętrznego świata.

For English Version click: http://mikeabsalompoland.blogspot.com/

A. Legendy i Mity


Legendy i Mity zdają się mniej oczywistym wejściem do świata, który znałem (w stopniu opisanym powyżej) a jednocześnie zupełnie nieznanym na początku tej podróży.

Dla artysty, lub kogoś, kto często wątpi w istnienie jakiejkolwiek obiektywnej rzeczywistości w chaotycznym i nieprzewidywalnym świecie, w którym sam się miota, istnienie legend i mitów jest ścieżką zapewniającą łatwiejszy dostęp do magicznego świata obrazów. Prastare formy mitów, gdziekolwiek się na nie natkniemy, mają tę zaletę, że są już podświadomie znane, więc nigdy nie są zupełnie obce nawet, gdy spotykamy je w innej kulturze niż nasza własna. Karmiona bajkami w dzieciństwie, nas
za wyobraźnia od samego początku zaludniona była niegodziwymi królami, świętymi królowymi, duchami, wiedźmami i czarownicami. To jest, jak przypuszczam, nasza wspólna przeszłość, i nasze przed-chrześcijańskie dziedzictwo. To jest mocne potwierdzenie naszej pogańskiej przeszłości, a jej znajomość daje mi poczucie bezpieczeństwa, gdy przekraczam po raz pierwszy próg moich słowiańskich sąsiadów. To jak pomoc, którą niesie znajomość łacińskich słów podróżującemu, który nie zna języka danego kraju. Po moim przyjeździe do Polski, mimo różnic języka, obyczajów, ubioru i szczegółów, już znam historię króla Popiela, królowej Wandy, tatrzańskich czarownic i rusałek. Te archetypy są częścią mnie. Nie muszę zaczynać od zera.

B. Miejskie pejzaże






Czas obecny, ale z dużą pewnością. Lub z pozorami czegoś solidnego i niepodważalnego. Musi istnieć, gdyż można go dotknąć. Czy można sobie wyobrazić coś bardziej stabilnego i niepodważalnego niż stos drewna, żelazo czy wyrzeźbiony kamień z utkaną pewnością stalowych bel pod spodem? Dlatego zwracam się ku pejzażom miejskim. Wieże ratusza wyrastające nade mną jak włoski tort ślubny. Ludzie poruszający się ostrożnie po zamarzniętej tafli Rynku. Lodowe uliczki, zamykające się o otwierające za schludnymi, pruskimi fasadami, są tłem dla przemykających postaci ludzkich, pojawiających się i znikających po chwili; postaci, które zostawiają ślady na śniegu jako dowód, że nie były tylko snem. Nie ma duchów w zbiorowej podświadomości tych obrazów.

Ale może warto zerknąć jeszcze raz. Tu, na Rynku, w przeddzień Gwiazdki, stoi wystawa lodowych rzeźb. Właśnie zaczęły topnieć. Święci, aniołowie, Gwiazdor, i…przyjrzyjcie się dokładniej: czy pomiędzy tymi rzeźbami, topniejącymi przed Muzeum Powstania Wielkopolskiego, nie ma przypadkiem kilku żołnierzy w polskich mundurach? Powstańcy, może, w polskich mundurach? Pokonani i topniejący; topniejący tak szybko jak czas i historia; topniejący w ten sam niedostrzegalny sposób, co krótki okres niepodległości między pierwszą wojna a tragedią drugiej. A kim są ludzie o mysich twarzach, zakradający się na rynek o północy? I skąd to napięcie na twarzy obserwującej ich kobiety? Dźwięk staromodnych, żelaznych tramwajów przywodzi na myśl inną epokę. Dźwięk ten dziwnie przypomina brzmienie innych, mniej pokojowych, żelaznych potworów, wypełniających te ulice w którymś czerwcowym tygodniu 1956 roku, kiedy to po raz pierwszy usłyszałem o Poznaniu. Nic nie jest tak spokojne, jak się wydaje. Ściany mają uszy. Mury mają wspomnienia. Zima trzyma miasto w żelaznym, lodowym uścisku. I nie jest to pierwszy, żelazny uścisk, jakiego doświadczyło to miasto.

C. Ludzie





Od kulturowej krwi legend i mitów, która płynie przez żyły rasy, przez krew przelaną na ten bruk prze historię i przeznaczenie narodu, docieram do żywych ludzi z krwi i kości, ludzi obecnych na ulicach Poznania. To oni dziedziczą przeszłość i kształtują przyszłość, są pełni życia i energii. Przynajmniej takie jest moje pierwsze wrażenie. Ci nowi Europejczycy wydają się być tacy młodzi i na bieżąco z modą. Jednak w tej kategorii nie mam zbyt wielu obrazów. Trudno mi oddzielić ludzi od mojej percepcji historii o spojrzeć na nich jak na indywidualne osoby, ludzi zamieszkujących kulę ziemską z tą samą niewinnością i brakiem wrodzonej narodowości, co wędrowne ptaki. Musiałbym je wtedy zobrazować jako anonimowe twarze. Jednak ta anonimowość równie dobrze mogłaby pochodzić z klasowego albumu lub rządowego dokumentu o ofiarach masakry.

Tu i ówdzie spróbowałem oddzielić ludzi od historii. W „Kąpiących się” wyobrażam sobie jezioro Malta latem, wybieram trzy twarze spośród tych, które mijają mnie na ulicy i przenoszę je z zimowego krajobrazu prosto na plaże letniego, upalnego dnia. Sceneria może być dowolnym miejscem. W „Postaciach przechodzących przez oblodzona ulicę” podpatruję przedbożonarodzeniową gorączkę zakupową na ulicach prowadzących do Starego Browaru. Grudniowego poranka elegancko ubrane młode kobiety w wełnianych czapkach i dobranych szalikach nasuniętych aż pod sam nos jako jedyne ustępstwo na rzecz przenikliwego mrozu, spacerują żwawo ulicą Półwiejską. Starsze kobiety w futrach przechadzają się dostojnie w kierunku sklepów, pełnych dóbr Nowej Europy i konsumenckich rajów.

To zdecydowanie jest teraźniejszość. Ale ja nie czuję się w niej komfortowo. Być może zbyt wiele czasu spędziłem w starej Europie lub w amerykańskich miasteczkach handlowych. Zdążyłem się zmęczyć powierzchownością rozbuchanej konsumpcji. Podobnie jak w mojej ojczystej Irlandii, rozbuc
hana konsumpcja rozpanoszyła się z impetem, na przekór recesji, bezrobocia, emigracji i zdaje się, że opanowała te stare ulice bez reszty. Mnie jednak nie uwodzi. To głębszy puls narodu porusza moje serce. Te obrazy są obrazami słonecznych dni. Jednak coś rzuca na nie cień. Są to impresje chwil, schwytanych bez obciążenia lub słodyczy historii czy narodowej tożsamości. Zadaję sobie pytanie, czy ludzie mogą się całkowicie uwolnić od przyziemnych rzeczy i ukazać się jako nagie istoty ludzkie, wypełniające swoje obowiązki lub zabiegające o przyjemności, które definiują ich nie tylko jako zwykłych ludzi ale też jako mieszkańców danego miejsca? Ha! Oto wielki paradoks tożsamości. Czy naprawdę ja i ty się różnimy? Czy ja jestem Tobą? czy Ty mną?

Cyhba jednak, nawet w tych obrazach, nie można uchwycić tej różnicy. Przyjrzyjmy się „Starej kobiecie idącej z laską przez śnieg”. To stara kobieta, kobieta, która zna i pamięta Polskę za jej drastycznych reżimów. Porusza się niepewnie podczas przechodzenia przez ośnieżony chodnik. W jej wieku, świat dookoła jest często niebezpiecznie śliski. I wyobrażam sobie, że tak było przez jakaś część jej życia. Ale może wcale tak nie było. Może miała pewne oparcie w poprzednim reżimie. A może upadek Muru był jej własnym.

For English version click: http://mikeabsalompoland.blogspot.com/

D. Inni





Po rozważaniach o ludziach, zaczynam się przybliżać do kategorii Inni, a nawet już ją stwarzam. Być może Inni to jedyny sposób na ukazanie rzeczywistości moimi oczami, jakiś rodzaj uporządkowania wieloma filtrami uprzedzeń mojego ostrożnie budowanego wszechświata. Być może Inni to miejsce, w które malarz i poeta się udają na poszukiwanie - nie, nie prawdy, to byłoby żądanie niemożliwego - ale z pewnością na poszukiwanie wyrażenia samego siebie, a przynajmniej powodu do istnienia. Może tylko idąc po śladach Alicji i Białego Królika w dół króliczej nory jesteśmy stanie odnaleźć właściwą perspektywę pośród kalejdoskopowej iluzji? Natykamy się na tę iluzję za każdym razem, gdy zatrzymujemy się nagle i próbujemy rozejrzeć się dookoła nas.

Z tą myślą w pamięci, spójrzmy na dziewięć ostatnich obrazów. Brak w nich wyraźnego podziału na mity, legendy, miejskie pejzaże czy ludzi; niewidzialne prądy i przypływy stanowią ich krwiobieg i tchną w nie życie.

Co właściwie znaczą Inni?

Inni znaczą dla mnie scalenie rozdzielonych w obrazach poszczególnych warstw, jak w cebuli, mitów, legend, umiejscowienia w czasie teraźniejszym i ludzi, rozdzielonych po to, by poddać je badaniu jako osobne cząstki. W Innych te cząstki już nie są jedynie składnikami. Gdybym był kucharzem, a nie malarzem, powiedziałbym, że Inni to ciasto, pieczone z wielu składników.

Na tym, ostatni etapie widzę teraz, że wszystkie obrazy mogłyby należeć to tej kategorii, ponieważ zacząłem je dzielić w okrutny i egoistyczny sposób, zupełnie jak dziecko, dokonujące z ciekawości wiwisekcji żywych organizmów, by zrozumieć się, jak są one zbudowane. Należy tu dodać, że chodzi o moje własne zrozumienie. Ponieważ treść moich obrazów pochodzi spoza mnie. Skąd-Inąd, jeśli wolicie. Żeby jednak mój umysł je pojął, rozdzieliłem je na części składowe, a potem próbowałem na nowo zespolić. Mimo tych prób, podział na kategorie stanowi tylko pewną perspektywę jednorodnego w końcu obrazu. W czasie moich spacerów po Poznaniu, perspektywa stale się zmienia, ale niezależnie od perspektywy, patrzę na wciąż ten sam krajobraz.

Mógłbym podać konkretne przykłady, z zastrzeżeniem, że moja interpretacja może się różnić od Twojej. Wśród obrazów z kategorii Inne, są dwa obrazy: „Ruiny miasta” i „Kobieta z podniesionymi rękami (w gruzie)”. Można by je nazwać Pejzaże Miejskie, i wrzucić do tego samego worka, co „Ratusz, studium historii”. Ale te dwa obrazy z pewnością nie są umieszczone w teraźniejszości. Można by je przypisać do Legend i Mitów, ale jako dopiero kandydatów na legendy i mity, gdyż historia jedynie może je pokryć patyną mitu jak torfem lub węglem, potencjalnie wrzącym w pamięci przyszłych pokoleń. Te przyszłe pokolenia to ci młodzi ludzie, których mijam, spacerując ulicami w tym przedgwiazdkowym okresie. Zaś sam „Ratusz” balansuje na granicy dwóch kategorii, legend i pejzaży miejskich, z tymi swoimi trykającymi się koziołkami, figurami w hełmach i z oszczepami, swoim własnym architektonicznym i politycznym klimatem. Wszystkie trzy obrazy tworzą spójną całość razem z „Pochylając się nago z żołnierzami”, którego przesłanie jest proste, ale prawda historyczna i epoka są enigmatyczne. „Uścisk dłoni”, ukazuje postać zbliżającą się do dwóch innych z wyciągniętymi rękami na opustoszałym tle, który mógłby być fizycznym lub psychicznym sennym krajobrazem. Obraz ten odrzuca wszelkie interpretacje poza własną interpretacją widza. Czy to się dzieje teraz? Czy wtedy? Czy obraz opowiada historię prawdziwego uścisku dłoni? Czy ta historia wydarzyła się wczorajszego wieczoru w „Brovarii”? Czy jest to alegoria? Sztuka polega właśnie na tym, że dopuszcza wszystkie te ewentualności, lub żadnej z nich. Wybór należy do odbiorcy. „Zamiatacz i Pijący Kawę, Stary Browar” i „Serenada na jednostrunowych skrzypcach” mogłyby znaleźć się w kategorii Ludzie, gdyż źródłem ich inspiracji były prawdziwe zdarzenia zaobserwowane w Poznaniu, choć są mocno przefiltrowane przez moją własną historię i historię Polski. Są tez ekspresjonistyczne w pewnym sensie, pełne emocji. I, jak to bywa z wydarzeniami historycznymi, które urastają do rangi legend a później mitów, mogłyby się znaleźć w każdej z tych trzech kategorii, Mity i Legendy, Ludzie i Miejski Pejzaż. Wszystkie cebulowe warstwy są obecne. „Trzy muzy i kobieta w rękawiczkach” również mogłyby się zaliczyć do kategorii legend i mitów, wraz z „Czarownicami” oraz „Rósałkami”, ale źródłem inspiracji dla „Trzech muz i kobiety w rękawiczkach” był de facto pełen ironii fragment wiersza Wisławy Szymborskiej o polskich poetach w rękawiczkach. Ta ironia jest mi jednak obca, mnie, odzianemu jak na klimat irlandzki a spacerującemu w mroźny poranek po Poznaniu, z odmrożonym nosem! Również ta inspiracja, choć tchnęła sam pomysł w obraz, już nie towarzyszyła pościgowi, i poetka, ze swoimi trzema muzami, mogłaby być równie dobrze mądrą babką; i kto wie, jakie czary miały być rzucone, i kiedy?

Jak sie do tego wszystkiego ma “Rudzik i zimowa natura” oraz 'Przodek (wizyta w Muzeum Narodowym)? Cóż, moglibyśmy bezustannie sięgąc po “Wino, kobiety i śpiew oraz poszukiwanie Boga” i inne tematy, które były wiodącymi motywami mojej pracy w ostatnicj latach, ponieważ przybyłem do Poznania z bagażem doświadczeń i interpretacji. Zdradzę jedynie, że rudzik jest w równym stopniu brutalnym rodzinnym tyranem, co król Popiel. Oprócz zwiedzania miasta, mój pobyt w Muzeum Narodowym, oraz w innych, fasynujących archiwach, jawiącymi mi sie jako oaza ciepła i ogrzewania, dał mi wizualny konsensus dla niektórych moich myśli, które dojrzewały w mojej głowie podczas moich spacerów po mieście, przygotowań do malowania moich doświadczeń przez pryzmat tych myśli, mnie oraz Innych.

For English version click: http://mikeabsalompoland.blogspot.com/
© Mike Absalom 18 February 2010






Mike Absalom, oświadczenie artysty. Mike Absalom CV 2010. Ostatnie wybrane wystawy



Mike Absalom, oświadczenie artysty. Luty 2010
Stoję oto przed sztalugami i wpatruję się w płótno. Poruszam ramionami. Zginam i prostuję palce. Czas, ta straszna i niepojęta zagadka, przestaje mieć znaczenie, odpływa z wolna i znika za drzwiami studia. Farba spływa, porusza się na płótnie, obłoki węgla unoszą się, opadają, i łączą. Przede mną pustka. Ciemność spowija oblicze ziemi. Z ciemności wyłaniają się postacie, mrugające, ustawiające się bezładnie na płaszczyźnie obrazu, wpierw bez widocznego celu czy emocji, formujące coś w rodzaju strumienia ludzkiego, jaki widać w metrze. Pojawiają się na obrazie nie wiadomo skąd, przepychają się, żeby nabrać znaczenia. Gdyby były mną, powiedziałbym, że pojawiają się spoza mnie. Nie zapraszałem ich. Przedstawiają się same, pożyczają moje nazwisko oraz imię z zapierającym dech tupetem. Kiedy już zajmą swoje miejsca na płótnach, zapraszają mnie, żebym je poznał. Ciebie, gościu wystawy, również zapraszają.
Tuesday, March 2, 2010

Mike Absalom CV 2010
Mike Absalom jest irlandzkim malarzem i grafikiem. Urodził się w Anglii. Wychowywał się i kształcił w Anglii, Kanadzie i Szwecji. Jego korzenie sięgają Walii i hrabstwa Clare w Irlandii. Mieszkał i pracował w w różnych stronach swiata, między innymi w Grecji, Francji, Hiszpanii, Iranie i Paragwaju. Obecnie mieszka w hrabstwie Mayo w Zachodniej Irlandii, gdzie ma swoje studio malarskie i warsztat graficzny.
W czasie ostatnich sześciu lat jego obrazy oraz grafiki, wykonane techniką linorytu, suchej igły i akwaforty były powszechnie wystawiane w Walii, Anglii, Irlandii Polnocnej, Republice Irlandii i Chinach. Mike jest znakomitym i niepokojącym malarzem figuratywnym. Prawdziwą sławę przyniosły mu jednak jego pejzaże z Mayo, których nie sposób zapomnieć oraz wnikliwe architektonicznie szkice ulic i miasteczek Yorkshire, Południowej Walii i Zachodniej Irlandii. Prace Mike'a znalazły się w posiadaniu tak różnorodnych instytucji jak Rada Miejska Westport czy irlandzkiego Ministerstwo Dziedzictwa Kulturowego.
W jego częściowo abstrakcyjnych akrylowych pejzażach oraz w jego nietypowym podejściu do perspektywy miejskiej architektury, ruch i zmiany, podobnie jak z barwnym życiu samego artysty, zajmują centralne miejsce. Postacie na jego obrazach, zarówno mityczne jak i stereotypowe, są w ciągłym ruchu. Jeśli są przedstawione są statycznie, to ich otoczenie porusza się wokół nich. Na takich obrazach budynki ożywają, a ludzie są jedynie bryłami, kamieniami czy też martwymi przedmiotami. Sam Mike ochrzcił ten styl mianem “Impresjonizmu Mayo”.
Posted by Mike Absalom at 4:12 PM 0 comments
Mike Absalom: Ostatnie wybrane wystawy

Mike Absalom: Ostatnie wybrane wystawy
2009
Schody prowadzące do nikąd ( w towarzystwie krów). Strabane, Irlandia Polnocna, The Alley Arts Centre, Maj 2009
Półwysep – Zupełnie inny widok Belmullet. Mayo, Irlandia, Áras Inis Gluaire, czerwiec 2009
Mieszanie kawy. Duncannon Fort, Wexford, Ireland, The Cockleshell Arts Centre czerwiec 2009
Wino, kobiety i śpiew oraz poszukiwanie Boga (Opowieść z Bunratty).
Waterford, Ireland, Garter Lane Theatre Gallery, październik 2009
2008
Schody prowadzące do nikąd (w towarzystwie krów). Dean Crowe Theatre Athlone, Ireland, Marzec 2008
Trudne miejsce (Przestrzeń między kamieniami). Newtownards, Irlandia Polnocna, UK, Ards Arts Centre marzec 2008
Półwysep (Czarna murawa i Półwysep Belmullet). View Two Gallery Liverpool, UK Maj/Czerwiec 2008
Widok na Półwysep.
Belmullet, Irlandia, Féile Iorras, Czerwiec/Lipiec 2008
Irlandzka tożsamość w Liverpoolu: Malowany widok.
Liverpool, Everyman Theatre, UK Pazdziernik / Grudzien 2008
Me Dream's Out: Moje marzenie prysło. Złuda (Miraż) Irlanczyka z Liverpoolu. Liverpool, View two Gallery, UK Listopad 2008 (obie wystawy w związku z Liverpool, Europejska Stolica Kultury 2008, sponsorowane przez Liverpool Irlandzki Festiwal i Liverpool Niezalezne Biennale)
2007
Cead w Chinach: Szanghaj. Objazdowa wystawa grafiki sponsorowana przez Irlandzkie Ministerstwo Spraw Zagranicznych (caly rok)
Pod powierzchnią: winobluszcz i czarny plastik. Wrexham, Wales, UK, Arts Centre, January 2007.

Kamienie, które mnie pamiętają: Antrim, NI, Clotworthy Arts Centre March 2007.

Kamienie, które mnie pamiętają: Lisburn, Northern Ireland, UK, Island Arts Centre June 2007.

Paszport włóczęgi: Dublin, Dame Street Gallery, Ireland, April 2007

Najnowsze obrazy Irlandii: Dean Crowe Theatre, Athlone.

Liverpool (ponownie) w centrum uwagi: Liverpool, View Two Gallery, UK., October 2007

Trudne miejsce (Przestrzeń między kamieniami): Ballina, County Mayo, Ireland, Arts Centre, October 2007

Wiejskie życie: Charlestown, County Mayo, Ireland, Arts Centre, November 2007

Nagrody/wyróżnienia:
Wystawa w St Catherine's College, Oxford
Dwukrotne stypendium rządu Kanady na studia w Asunción, Paragwaj.
Trzynastokrotne stypendium Rządu Kolumbii Brytyjskiej (Kanada) dla artystów (Artist in Residence Grants).
Grant na wykłady (CCTE Grant) w Calgary (Alberta, Kanada).
Stypendium dla artystów (Artist in Residence), Heinrich Böll Cottage, Achill Island, County Mayo, Ireland.