Tuesday, March 2, 2010

D. Inni





Po rozważaniach o ludziach, zaczynam się przybliżać do kategorii Inni, a nawet już ją stwarzam. Być może Inni to jedyny sposób na ukazanie rzeczywistości moimi oczami, jakiś rodzaj uporządkowania wieloma filtrami uprzedzeń mojego ostrożnie budowanego wszechświata. Być może Inni to miejsce, w które malarz i poeta się udają na poszukiwanie - nie, nie prawdy, to byłoby żądanie niemożliwego - ale z pewnością na poszukiwanie wyrażenia samego siebie, a przynajmniej powodu do istnienia. Może tylko idąc po śladach Alicji i Białego Królika w dół króliczej nory jesteśmy stanie odnaleźć właściwą perspektywę pośród kalejdoskopowej iluzji? Natykamy się na tę iluzję za każdym razem, gdy zatrzymujemy się nagle i próbujemy rozejrzeć się dookoła nas.

Z tą myślą w pamięci, spójrzmy na dziewięć ostatnich obrazów. Brak w nich wyraźnego podziału na mity, legendy, miejskie pejzaże czy ludzi; niewidzialne prądy i przypływy stanowią ich krwiobieg i tchną w nie życie.

Co właściwie znaczą Inni?

Inni znaczą dla mnie scalenie rozdzielonych w obrazach poszczególnych warstw, jak w cebuli, mitów, legend, umiejscowienia w czasie teraźniejszym i ludzi, rozdzielonych po to, by poddać je badaniu jako osobne cząstki. W Innych te cząstki już nie są jedynie składnikami. Gdybym był kucharzem, a nie malarzem, powiedziałbym, że Inni to ciasto, pieczone z wielu składników.

Na tym, ostatni etapie widzę teraz, że wszystkie obrazy mogłyby należeć to tej kategorii, ponieważ zacząłem je dzielić w okrutny i egoistyczny sposób, zupełnie jak dziecko, dokonujące z ciekawości wiwisekcji żywych organizmów, by zrozumieć się, jak są one zbudowane. Należy tu dodać, że chodzi o moje własne zrozumienie. Ponieważ treść moich obrazów pochodzi spoza mnie. Skąd-Inąd, jeśli wolicie. Żeby jednak mój umysł je pojął, rozdzieliłem je na części składowe, a potem próbowałem na nowo zespolić. Mimo tych prób, podział na kategorie stanowi tylko pewną perspektywę jednorodnego w końcu obrazu. W czasie moich spacerów po Poznaniu, perspektywa stale się zmienia, ale niezależnie od perspektywy, patrzę na wciąż ten sam krajobraz.

Mógłbym podać konkretne przykłady, z zastrzeżeniem, że moja interpretacja może się różnić od Twojej. Wśród obrazów z kategorii Inne, są dwa obrazy: „Ruiny miasta” i „Kobieta z podniesionymi rękami (w gruzie)”. Można by je nazwać Pejzaże Miejskie, i wrzucić do tego samego worka, co „Ratusz, studium historii”. Ale te dwa obrazy z pewnością nie są umieszczone w teraźniejszości. Można by je przypisać do Legend i Mitów, ale jako dopiero kandydatów na legendy i mity, gdyż historia jedynie może je pokryć patyną mitu jak torfem lub węglem, potencjalnie wrzącym w pamięci przyszłych pokoleń. Te przyszłe pokolenia to ci młodzi ludzie, których mijam, spacerując ulicami w tym przedgwiazdkowym okresie. Zaś sam „Ratusz” balansuje na granicy dwóch kategorii, legend i pejzaży miejskich, z tymi swoimi trykającymi się koziołkami, figurami w hełmach i z oszczepami, swoim własnym architektonicznym i politycznym klimatem. Wszystkie trzy obrazy tworzą spójną całość razem z „Pochylając się nago z żołnierzami”, którego przesłanie jest proste, ale prawda historyczna i epoka są enigmatyczne. „Uścisk dłoni”, ukazuje postać zbliżającą się do dwóch innych z wyciągniętymi rękami na opustoszałym tle, który mógłby być fizycznym lub psychicznym sennym krajobrazem. Obraz ten odrzuca wszelkie interpretacje poza własną interpretacją widza. Czy to się dzieje teraz? Czy wtedy? Czy obraz opowiada historię prawdziwego uścisku dłoni? Czy ta historia wydarzyła się wczorajszego wieczoru w „Brovarii”? Czy jest to alegoria? Sztuka polega właśnie na tym, że dopuszcza wszystkie te ewentualności, lub żadnej z nich. Wybór należy do odbiorcy. „Zamiatacz i Pijący Kawę, Stary Browar” i „Serenada na jednostrunowych skrzypcach” mogłyby znaleźć się w kategorii Ludzie, gdyż źródłem ich inspiracji były prawdziwe zdarzenia zaobserwowane w Poznaniu, choć są mocno przefiltrowane przez moją własną historię i historię Polski. Są tez ekspresjonistyczne w pewnym sensie, pełne emocji. I, jak to bywa z wydarzeniami historycznymi, które urastają do rangi legend a później mitów, mogłyby się znaleźć w każdej z tych trzech kategorii, Mity i Legendy, Ludzie i Miejski Pejzaż. Wszystkie cebulowe warstwy są obecne. „Trzy muzy i kobieta w rękawiczkach” również mogłyby się zaliczyć do kategorii legend i mitów, wraz z „Czarownicami” oraz „Rósałkami”, ale źródłem inspiracji dla „Trzech muz i kobiety w rękawiczkach” był de facto pełen ironii fragment wiersza Wisławy Szymborskiej o polskich poetach w rękawiczkach. Ta ironia jest mi jednak obca, mnie, odzianemu jak na klimat irlandzki a spacerującemu w mroźny poranek po Poznaniu, z odmrożonym nosem! Również ta inspiracja, choć tchnęła sam pomysł w obraz, już nie towarzyszyła pościgowi, i poetka, ze swoimi trzema muzami, mogłaby być równie dobrze mądrą babką; i kto wie, jakie czary miały być rzucone, i kiedy?

Jak sie do tego wszystkiego ma “Rudzik i zimowa natura” oraz 'Przodek (wizyta w Muzeum Narodowym)? Cóż, moglibyśmy bezustannie sięgąc po “Wino, kobiety i śpiew oraz poszukiwanie Boga” i inne tematy, które były wiodącymi motywami mojej pracy w ostatnicj latach, ponieważ przybyłem do Poznania z bagażem doświadczeń i interpretacji. Zdradzę jedynie, że rudzik jest w równym stopniu brutalnym rodzinnym tyranem, co król Popiel. Oprócz zwiedzania miasta, mój pobyt w Muzeum Narodowym, oraz w innych, fasynujących archiwach, jawiącymi mi sie jako oaza ciepła i ogrzewania, dał mi wizualny konsensus dla niektórych moich myśli, które dojrzewały w mojej głowie podczas moich spacerów po mieście, przygotowań do malowania moich doświadczeń przez pryzmat tych myśli, mnie oraz Innych.

For English version click: http://mikeabsalompoland.blogspot.com/
© Mike Absalom 18 February 2010